- Chyba faktycznie powinnam być bardziej uległa... - westchnęła Lucy, trzymając się za poobijane żebra. Ale co mogła poradzić? Od dziecka uczono ją, aby nie ufała nikomu. Akurat tak się złożyło, że kobieta, która ją badała, nie przypadła jej do gustu. Zapamiętać - nie pyskować temu mutantowi w cycatym ciele. Brązowooka szła przez wąskie korytarze ośrodka. Jej kroki odbijały się echem. Kamienna posadzka była wyszorowana na błysk. Jedynym źródłem światła były pochodnie na ścianach. Tu i ówdzie wisiały portrety różnych urzędników. Sceneria wyjęta prosto ze średniowiecza.
- Uważaj jak chodzisz! - zawołał umięśniony strażnik, gdy blondynka wpadła na jego plecy. To właśnie on prowadził ją do pokoju, w którym miała zamieszkać.
- P-przepraszam - wyjąkała Lucy. - Nie zauważyłam, że się zatrzymaliśmy...
Mężczyzna uraczył dziewczynę spojrzeniem, mówiącym, aby się zamknęła. Miał granatowe włosy postawione na żel. Nad prawym okiem znajdował się tatuaż w kształcie litry "x". Był ubrany w czarny mundur. Blondwłosa wyjrzała ostrożnie zza jego pleców. Przyglądał się mapie z poirytowaniem. Sądząc po jej wielkości, ośrodek musiał być ogromny. Strażnik wypowiadał wiązankę przekleństw pod nosem. Czyżby nie wiedział, w którą stronę iść? W sumie nie było mu się co dziwić. Stali w okrągłym pomieszczeniu, jedynym, które zamiast pochodni posiadało diamentowy żyrandol. Dookoła nich znajdowały się przejścia do następnych korytarzy. Każdy z nich wyglądał tak samo, jak poprzedni. Po środku stał wielki, wykonany z marmuru posąg prezydenta Fiore. Jednak to nie on najbardziej się odznaczał. Na przeciwko Lucy prezentowały się dwuskrzydłe drzwi, prawdopodobnie wykonane ze złota. Były tak ogromne, że zmieściłby się w nich sześciometrowy olbrzym. Bogate zdobienia przykuwały wzrok. Mieniące się klejnoty - przezroczyste diamenty, czerwone rubiny, zielone szmaragdy, miętowe jadeity, fioletowe ametysty, granatowe szafiry, żółte cytryny, turkusowe turkusy i tęczowe opale, tworzyły wzór, który Lucy nie potrafiła do niczego porównać. Uwadze dziewczyny nie umknął brak klamek oraz ledwie dostrzegalna dziurka od klucz o dziwnym kształcie. W pewnym momencie drzwi lekko się uchyliły. Z pomieszczenia wyszedł Hibiki.
- I żeby takie wydarzenia nie miały więcej miejsca, men - odezwał się niski, nieznajomy głos.
- Oczywiście, panie dyrektorze - odpowiedział brązowowłosy z pełną powagą, kłaniając się nisko. Aż za nisko. W progu stał bowiem mały, tęgi mężczyzna. Miał wielką, kwadratową twarz. Jego rude włosy były sklejone żelem, a biały garnitur wyglądał na za ciasny. Swoje spojrzenie skierował na blondynkę. Powolnym krokiem zmierzał w jej stronę. Strażnik uklęknął na jednym kolanie. Rudowłosy stanął przy Lucy i zaczął wciągać powietrze swoim monstrualnym nosem. Sięgał jej ledwo do pasa.
- Cóż za wspaniała perfuma, men - westchnął, zaciągając się zapachem dziewczyny. Okrążył ją, zachwycając się raz po raz.
- Panie dyrektorze, proszę się nie spoufalać z więźniami - odrzekł Hibiki z obrzydzeniem. Lucy drgnęła na dźwięk ostatniego słowa. - To znaczy naszymi podopiecznymi - poprawił się widząc jej reakcję.
- Ach tak, przepraszam. - Mężczyzna nazywany dyrektorem odsunął się od blondynki. Cała trójka odprowadziła go wzrokiem. Przed zatrzaśnięciem drzwi, brązowooka dostrzegła czerwony dywan, kremowe ściany oraz złote kinkiety, na których stały zapalone świece. Miejsce, w którym zniknął rudowłosy całkowicie się różniło od korytarzy, którymi dotychczas szła.
- Cześć, Lucy! - zawołał brązowowłosy, podbiegając radośnie do blondynki i potrząsając jej ręką. - Jak ci się u nas podoba? - zapytał z błyskiem w oczach. Dziewczyna jedynie wpatrywała się w niego pobłażliwie.
- Oj, czyżby ktoś zgubił drogę? - zwrócił się do strażnika, który przeglądał mapę, mając nadzieję, że Hibiki go nie zauważy. Mężczyźnie drgnęła powieka. Spojrzał na chłopaka spode łba.
- Sprawdzałem tylko, czy dobrze idziemy - odpowiedział oschle, naciskając na pierwsze słowo.
- Nieładnie tak kłamać - cmoknął, grożąc strażnikowi palcem, jak małemu dziecku. - Pozwól, że ja ją odprowadzę. - Wziął od dziewczyny plik papierów, ciemnozielony strój i kosmetyczkę z etui.
Lucy zamrugała kilka razy pytająco.
- Nie powinnaś nadwyrężać swoich rączek - powiedział - No chyba że robiłabyś coś innego - patrzył się znacząco to na brązowooką, to na swoje krocze.
Na twarz dziewczyny wstąpił rumieniec. Jak śmiał! Próbowała strzelić mu z liścia. Na nic - zablokował. Próbowała wycelować kopniaka w kroczę - ta sama sytuacja. Strażnik wpatrywał się w tę scenę bez cienia emocji. Po kilku minutach żmudnej "walki", blondynka odpuściła. Postanowiła, że przy najbliższej okazji się zemści.
- Ty... - Wiązanka przekleństw została zagłuszona przez dziecięcą melodię, śpiewaną przez Hibikiego. W podskokach ruszył do korytarza, znajdującego się po lewej stronie masywnych drzwi.
- Chodź, bo się zgubisz! - krzyknął wesoło. Blondynka poszła za nim leniwym krokiem. - Żegnaj! - zawołał tym razem do umięśnionego mężczyzny.
Zniknęli w mrokach kamiennego korytarza. Granatowowłosy wyciągnął z kieszeni czarnych bojówek paczkę papierosów Marlboro.
- Po co komu zapalniczka... - w jego lewej dłoni zapalił się fioletowy ogień. Mimo że to nic w porównaniu z umiejętnościami więźniów, to też coś tam umiał. Zaciągnął się papierosem. W oddali nadal było słychać wesołą piosenkę brązowowłosego.
- Pierdolony kochaś - skomentował cicho jego zachowanie. Rzucił niedopałek na kamienną posadzkę i zgniótł butem. Ren i tak zaraz to posprząta.
- Nieładnie się tak wyrażać, Bora! - krzyknął Hibiki z końca korytarza.
~*~
- Tutaj jest twój pokój. - Brązowowłosy otworzył drzwi z ciemnego drewna przed Lucy. Lokum było duże. Ściany zostały pokryte szarą tapetę w czarne wzorki. Na świeżo wylakierowanym parkiecie znajdował się okrągły, puszysty dywan w kolorze kości słoniowej, aż się chciało na nim położyć. Z dużego okna rodem z gotyckiej budowli było widać ocean. Po jego obu stronach znajdowały się dwa dwupiętrowe łóżka. Gdy dziewczyna się odwróciła, Hibikiego już nie było. Otworzyła drzwi do łazienki. Biel kontrastowała z czernią. Zdjęła brudne ubrania i rzuciła w kąt pomieszczenia.
- Szkoda, że nie ma wanny - pomyślała lekko zawiedziona. Gorąca woda rozjaśniła jej umysł. Po twarzy Lucy zaczęły płynąć słone łzy.
- Przepraszam, mamo... Dałam się złapać - wyszeptała. Przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone na wolności. Te szczęśliwsze, jak i te smutniejsze. Zabawa z Michelle. Dom, w którym mieszkała. Służący, którzy opowiadali jej historie o rodzicach i jej starym domu. Pierwsze postępy w magii. Przywołanie po raz pierwszy gwiezdnego ducha. Ucieczka. Niestety, pamięć dziewczyny sięgała tylko do około szóstego roku życia. Z wcześniejszych lat nie pamiętała nic. Pustka. Wielu ludzi próbowało jej pomóc odzyskać wspomnienia, ale to było na nic. Wszystkie te historie pozostały tylko historiami. Niczym innym jak opowiadaniem o jej życiu, w które mogła wierzyć lub nie, zależnie od samej siebie. Wyszła spod prysznica. Oczy piekły od płaczu. Wzięła z wieszaka biały ręcznik z małym napisem "Lucy". Czy to miejsce faktycznie było piekłem? Na razie tego nie odczuła. Chyba, że liczyć zboczonego brązowowłosego, który przytłacza swoim zmieniającym się nastrojem.
- Cholera, zapomniałam stroju - jęknęła blondynka. Miała nadzieję, że Hibikiego nie najdzie teraz ochotę na wizytę. W sumie to nie miała pojęcia, dlaczego ją tak nachodzi. Czy wszystkie dziewczyny tak traktował?
W momencie, w którym Lucy sięgała po swój ciemnozielony strój, drzwi otworzyły się z impetem.
- Nigdy się nie nauczą! - krzyczała nieznajoma dziewczyna. Miała czerwone, wręcz szkarłatne włosy z grzywką przysłaniającą prawe oko. Czarne oczy wyrażały wściekłość. Dłonie miała zaciśnięte pięści. Kiedy zauważyła blondynkę w samym ręczniku, złagodniała. Na twarz wkradł się rumieniec takiego samego koloru, jak czupryna.
- Przepraszam! - zawołała, zakrywając oczy dłońmi, niczym małe dziecko, któremu rodzice kazali przysłonić oczy podczas sceny erotycznej w filmie.
- Hej, spokojnie - powiedziała łagodnie Lucy. - Przecież jesteśmy tej samej płci, nie mamy czego się wstydzić... No chyba, że o czymś nie wiem - zaśmiała się. Szkarłatnowłosa uśmiechnęła się leciutko. Nie spuszczała jednak wzorku z nowej koleżanki.
- Okej... To ja idę się przebrać... - powiedziała blondwłosa, łapiąc ciuchy i czym prędzej czmychnęła do toalety. Dlaczego, cholera, wszyscy na nią tak patrzą?
- Hibiki, zamorduję cię - szepnęła dziewczyna, spoglądając w lustro. Strój w niczym nie przypominał ubrania więziennego. Bluzka z rękawem trzy czwarte miała dość duży dekolt i kieszonki umiejscowione w dość wyzywającym miejscu. Zaś mini spódniczka była... po prostu mini. Dobrze, że czarne trampki nie zostały zastąpione seksownymi szpilkami.
- To jest więzienie czy burdel? - pomyślała wściekle.
Gdy wyszła, czerwonowłosa siedziała na górnej części łóżka.
- Śpisz tutaj - powiedziała krótko, wskazując na posłanie pod sobą. Piła soczek w kartonie. Pierwsze skojarzenie Lucy? Podstawówka. Teraz, kiedy się lepiej przyjrzała, zauważyła, że jej współlokatorka ma taki sam strój.
- Jestem Erza. Erza Scarlet - rzekła czarnooka, uprzedzając pytanie blondynki. - Ty musisz być Lucy? Miło cię poznać. - Zeskoczyła z łóżka i wyciągnęła przed siebie dłoń.
- Skąd wiesz kim jestem? - zapytała, ściskając rękę kobiety. Pożałowała, że to zrobiła. - Połamiesz mi kości - wyjąkała blondynka do Erzy wymachującej jej kończyną na wszystkie strony.
- Oj, przepraszam. - Wybuchła śmiechem. - Twój kolega nam powiedział. Chodź, w pokojach nie ma co robić. Zapoznam cię z resztą.
- Co to za miejsce? - spytała blondynka.
- Taka nasza świetlica, salon, pokój dzienny. Nazywaj to jak chcesz. - szkarłatnowłosa nacisnęła na klamkę. Korytarz zalała fala światła dziennego. Oczom dziewczyny ukazał się ogromny pokój, w którym bez problemu pomieściłby się helikopter. Zwyczajne okna, zwyczajny biały dywan oraz zwyczajni ludzie. Stój, pomyłka. Niezwyczajni. W końcu to magowie. Wyrzutki społeczeństwa zabrani do tej ekskluzywnej klatki siłą. Grali w pokera, rozmawiali, bili się. Jeszcze inni siedzieli w kątach sami ze sobą, gdzieś obściskiwała się jakaś para. Brązowooka poczuła się, jak w szkole i właśnie teraz trwała przerwa. Kiedy Erza zamknęła drzwi z hukiem, wszystkie oczy zostały zwrócone nie tyle, co na nią, a na blondwłosą.
- Mamy nową koleżankę - stwierdziła, jakby nigdy nic. Jakby była wychowawcą, a do jej klasy przyszła nowa, nieśmiała uczennica.
- Hej - przywitała się cicho. Ku jej zdziwieniu na twarzach tych ludzi, tych tu siedzących magów, którzy tak naprawdę byli niebezpieczni, pojawił się uśmiech. Witali się z nią, próbując przekrzyczeć innych, podchodzili, a niektórzy mieli ją głęboko w dupie. Miłe.
~*~
- Nie jestem pewna, czy chcę tam wchodzić... - Lucy wpatrywała się niepewnie w duże, białe drzwi. Dobiegał zza nich gwar rozmów, śmiechy i kłótnie.
- Nie ma się czego bać - odpowiedziała Erza, uśmiechając się pokrzepiająco. - Fakt, nie wszyscy mogą ci przypaść do gustu, tak samo jak ty wszystkim, ale się odnajdziesz. Wszyscy jesteśmy tacy sami. - jej ton stracił na radości. - Każdy z nas ma za sobą bagaż doświadczeń. Jedni mniejszy, drudzy większy. W tym miejscu każdy powinien się wspierać - wyszeptała, z czułością wpatrując się w drzwi do pomieszczenia.- Co to za miejsce? - spytała blondynka.
- Taka nasza świetlica, salon, pokój dzienny. Nazywaj to jak chcesz. - szkarłatnowłosa nacisnęła na klamkę. Korytarz zalała fala światła dziennego. Oczom dziewczyny ukazał się ogromny pokój, w którym bez problemu pomieściłby się helikopter. Zwyczajne okna, zwyczajny biały dywan oraz zwyczajni ludzie. Stój, pomyłka. Niezwyczajni. W końcu to magowie. Wyrzutki społeczeństwa zabrani do tej ekskluzywnej klatki siłą. Grali w pokera, rozmawiali, bili się. Jeszcze inni siedzieli w kątach sami ze sobą, gdzieś obściskiwała się jakaś para. Brązowooka poczuła się, jak w szkole i właśnie teraz trwała przerwa. Kiedy Erza zamknęła drzwi z hukiem, wszystkie oczy zostały zwrócone nie tyle, co na nią, a na blondwłosą.
- Mamy nową koleżankę - stwierdziła, jakby nigdy nic. Jakby była wychowawcą, a do jej klasy przyszła nowa, nieśmiała uczennica.
- Ogarnęlibyście się! - wrzasnęła Erza. Wszyscy umilkli i spojrzeli w kąt salonu. Skakało tam sobie do gardeł dwóch mężczyzn. Byli cali poobijani. Ten wyższy miał czarne włosy. Na szyi zawieszony został wisiorek z krzyżem. Czyżby pamiątka? W chłopaku nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że ubrany był w same granatowe bokserki. Drugi zaś był niższy tylko o parę centymetrów. Miał różowo-wiśniowe włosy.
- Ciekawe, czy farbowane - pomyślała Lucy.
Z kącika jego ust ciekła krew. Był ubrany w ten sam uniform co blondynka, tyle że męski. Ciemnozielona koszula była rozpięta, ukazując napięte mięśnie brzucha. Na spodniach w miejscu kolana widać było próbę zaszycia dziury. Szyję owijał biały szalik, wyglądający niczym stworzony z łusek. Chłopak właśnie wymierzał cios w twarz swojemu przeciwnikowi. Ciemnowłosy zablokował go, jednak odsłonił tym swój brzuch. Lewa ręka różowego natychmiast się w niego wbiła, posyłając chłopaka do tyłu.
- Wy... - zaczęła groźnie Erza. Mężczyźni widząc ją, idącą w ich stronę znieruchomieli.
- Erza, spokojnie! - zawołał wyższy.
- Właśnie, to tylko dla zabawy! - krzyknął niższy. W jego głosie słychać było kłamstwo. Przytulił tego drugiego, próbując pokazać, że są najlepszymi kumplami pod słońcem. Niestety, ale nie wyglądało to przekonywająco. Czarnooka złapała ich bez skrupułów za głowy i cisnęła jedną o drugą ile sił.
- Ej, pojebało cię do reszty?! - wrzasnął ten bez ubrania. Trzymał się za miejsce, w które dostał. Kobieta zmasakrowała go spojrzeniem. - Przepraszam - szepnął cicho, tworząc pozycję żółwia, jakby Erza była wściekłym psem, a on jej ofiarą.
- Jeszcze raz zobaczę, że się bijecie, to będziecie mieli przesrane - powiedziała z powagą w głosie. Nikt w pomieszczeniu nie sprzeciwiał się jej metodom. Lucy dziwiła się, że przeżyła ich pierwsze spotkanie. - Przywitalibyście się - dodała i odwróciła się do nich plecami.
Mężczyźni spojrzeli na Lucy. Czarnowłosy podszedł do dziewczyny pierwszy.
- Jestem Gray - powiedział, posyłając jej lekki uśmiech i podając rękę. Kiedy ją ścisnęła, odetchnęła z ulgą. Nie połamał jej kości.
- Lucy - odpowiedziała krótko.
Przez jej plecy przeszedł dreszcz. Czuła oddech na karku.
- R.Y.W.A.L.K.A.
Słysząc te słowa blondynka odskoczyła od miejsca, w którym stała. Niebieskowłosa dziewczyna patrzyła się na nią z chęcią mordu. Granatowe oczy wyrażały niechęć.
- Nie przejmuj się nią - Gray spojrzał się na tajemniczą kobietą z niechęcią. - To Juvia. Jest szurnięta.
- Paniczu Gray, rozsypujesz serce Juvii na kawałki - jęknęła, rzucając się chłopakowi na szyję. - Dlaczego panicz Gray się tak zachowuje w stosunku do Juvii? Czy Juvia aż tak onieśmiela panicza? A może panicz Gray wstydzi się swoich uczuć w stosunku do Juvii? - zadawała tysiąc pytań na minutę, obskakując ciemnowłosego z każdej strony.
- O-odwal się, jebnięta stalkerko! - krzyknął chłopak, zażenowany jej zachowaniem.
- Czyżby panicz Gray był tsundere?! - zawołała głośno. Za głośno. Wprowadziła tym zdaniem wszystkich w śmiech. Na twarzy chłopaka malowała się złość i upokorzenie. Siłą odepchnął od siebie niebieskooką. Poszedł w kąt świetlicy, siadając w kremowym fotelu z dala od wszystkich.
- Juvia uwielbia niedostępnych mężczyzn - powiedziała sama do siebie z maślanym wyrazem twarzy. Faktycznie. Była rąbnięta.
Lucy spojrzała się na różowowłosego chłopaka. Nadal siedział w tym samym miejscu i spoglądał na nią. Czy patrzył się przez cały ten czas?
- Lucy!
Z drugiego końca pokoju machał do niej uśmiechnięty Sting. Obok niego siedziała niska, niebieskowłosa dziewczyna z okularami na nosie i książką na kolanach. Uśmiechała się zachęcająco. Blondynka ostatni raz zerknęła na chłopaka, który nie zmienił swojego zajęcia. Dołączyła do dwójki magów na kanapie.
- Cześć, jestem Lucy - powiedziała do dziewczyny bez skrupułów. Wyglądała na najmilszą i najbardziej niewinną osobę na świecie.
- Lucy... Lucy... - zaczęła powtarzać. Brązowooka przyglądała jej się pytająco. - Już wiem! Będę cię nazywać Lu-chan! - krzyknęła pełna entuzjazmu. Przypuszczenia blondynki, co do jej charakteru stały się słuszne. - Nazywam się Levi McGarden.
- A ja jestem Sting Eucliffe. Możecie mnie nazywać Stin-chan - stwierdził, szczerząc się.
- Okey, Stin-chan, zamknij się i posuń dupę - odparła roześmiana Lucy.
Usiadła między nim, a nowo poznaną koleżanką. Dopiero teraz mogła się bliżej przyjrzeć pomieszczeniu. Jak na "piekło" było bardzo nowoczesne, jedyne co wskazywało na to, że to jakiś ośrodek, to identyczne stroje skupionych w nim ludzi. Ściany świetlicy miały szaro-beżowy odcień, który idealnie kontrastował z białymi kanapami i siedzeniami, które wiły się w różne strony tworząc wzory. W niektórych miejscach znajdowały się drewniane, polakierowane stoły, na których magowie kładli swoje nogi. Prawa ściana pomieszczenia prawie w całości była oknem z czerwonymi zasłonami po bokach. Tuż obok niej stał ogromny stół z drewnianymi krzesłami z puchatym siedzeniem. Właśnie ten mebel magowie okupywali najbardziej, krzycząc i wykłócając się przy grze w karty. W rogu pokoju stał mały telewizor, od którego więźniowie najwidoczniej stronili. Był wyłączony. Ten widok bardzo zdziwił blondynkę. Mają tu telewizor, a zachowują się jakby był jakimś przekleństwem?
- Levy powiedz mi dlaczego nikt nie korzysta z telewizora? - zapytała, wskazując palcem na urządzenie.
- Nie możemy. Zresztą nie mamy ochoty - odparła dziewczyna ze speszonym spojrzeniem.
- Co? Dlaczego? - dociekała Lucy. To było naprawdę dziwne, a ona była strasznie ciekawa.
- Po prostu... zobaczysz. - zakończyła rozmowę i zatopiła swoje oczy w książce całkowicie ignorując dziewczynę, co było dziwne, biorąc pod uwagę, że na początku wydawała się bardzo przyjacielska.
- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie? - zapytała niepewnie Lucy, mając nadzieję, że Levy nie obrazi się za odciąganie jej od książki.
- Dawaj
- Kto to jest? Ten z różowymi włosami? - podbródkiem wskazała na chłopaka.
- On? To Natsu. - niebieskowłosa wzruszyła ramionami. - A co, Lu-chan? Czyżby wpadł ci w oko? - zachichotała. Sting zaczął przysłuchiwać się ich rozmowie.
- Żartujesz sobie? Jest po prostu... dziwny - odpowiedziała. - Nic nie mówi.
Dziewczyna spojrzała się na chłopaka.
- To dziwne... - zaczęła. - Zawsze ma najwięcej do powiedzenia. - I jakby nigdy nic wróciła do lektury.
Lucy zaczęła rozglądać się pomieszczeniu. Nigdzie nie było śladu różowowłosego.
- Yo.
Brązowooka wzdrygnęła się na dźwięk głosu. Oto przed jej oczami stał tajemniczy chłopak. Lustrował ją od stóp do głów. Włosy, twarz, brzuch, ramiona, piersi, nogi. Jednak najdłużej wpatrywał się w jej brązowe oczy. A ona patrzyła się w jego - dzikie i zielone. Jakby już skądś je znała.
Lucy siedziała w kałuży krwi. Wszystko bolało ją niemiłosiernie. Nie była w stanie wstać.
- Na co czekasz?! Chodź! - zawołał nieznajomy. Miał różowe włosy. Niespotykany kolor. Wyciągnął do niej rękę. Miał też zielone oczy. Dzikie, zielone oczy. Kiedy zauważył jej okaleczone stopy, bez wahania wziął ją na barana. Swoje ręce kurczowo złączyła przy szyi, jakby chciała udusić chłopaka. Twarz schowała w czuprynie włosów.
- Wszystko okej?
Z transu wyrwał ją różowowłosy, machający ręką przed jej oczami. Wydawał się zaniepokojony.
- T-tak - odpowiedziała cicho, zawstydzona. Czy przez cały ten czas wpatrywała się w niego? - Przepraszam. - Co to było? Czyżby wspomnienie?
- Luzik - odparł, jakby nigdy nic. - Każdemu się zdarza. Natsu - dodał.
- Lucy - przedstawiła się równie krótko, jak on.
- Hej, patrzcie! - Gray w mgnieniu oka znalazł się koło chłopaka. - Nasz płomyczek ma powstanie w spodniach!
Blondynka przeniosła wzrok na znaczące miejsce. Faktycznie, czarnowłosy mówił prawdę. Szybko odwróciła wzrok, nie chcąc, aby ktoś to zauważył.
- U mnie to przynajmniej widać, mrożonko - skomentował ostro Natsu.
- Chcesz się bić, zapalniczko? - "Mrożonka" w prędkości światła przybrał pozycję gotową do walki.
- Z tobą zawsze, lodówko. - Zielonooki poprawił swój szalik, aby przypadkiem nie spadł.
- Jak miło, że jesteście tacy grzeczni! - Erza siedziała przy stoliku niedaleko. Mocno zaakcentowała każde ze słów, dając mężczyznom do zrozumienia, że tylko spróbują zakłócić spokój, a pożałują.
- Rozprawię się z tobą innym razem, piekarniku - syknął Gray.
- Śmiało, nieodmrożony kawałku kurczaka - odpowiedział Natsu, posyłając mu spojrzenie pełne nienawiści.
Chłopak już miał się oddalać od kanapy, na której siedziała blondwłosa. Ale ona musiała go to spytać. Po prostu musiała.
- Natsu! - zawołała do niego na tyle cicho, że cudem usłyszał.
Odwrócił się do niej z pytającym spojrzeniem.
- Słuchaj... - zaczęła niepewnie. A co jeśli to nie on? - Czy my się przypadkiem... Nie znamy? - spytała powoli. Sama nie wiedziała czemu, ale trochę bała się zadać to pytanie.
Różowowłosy trzymał dłonie w kieszeniach. Wpatrywał się w oczy dziewczyny, jakby próbował dostać się do jej umysłu. Nie odpowiadał. Minęła minuta. Druga. A on nadal kalkulował swoją odpowiedź.
- Nie - odrzekł krótko po dłuższym milczeniu i wyszedł ze świetlicy. Poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Kłamał. Wiedziała, że kłamał.
~*~
JOOOOOOOO! Rozdział numer 2 wita Was z otwartymi ramionami! :D Jak zwykle ta sama gadka - mamy nadzieję, że się podoba. Dzisiaj to ja pisałam, więc pewnie już nie będzie takich kolorowych komentarzy jak pod 1 rozdziałem </3 Lejdi sypała pomysłami na prawo i lewo, przy okazji robiąc rozpiskę pomysłów na kolejne rozdziały, a uwierzcie, że jest ich od groma O_O Także Syriusz Black przewraca się grobie widząc moje wypociny, które czytacie. To nawet nie zasługuje na komentarze. Ale i tak macie komentować. Bo rzucę na Was avadę. xD Btw. muszę Wam coś wyznać ;=;
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
ZROBIŁAM SOBIE PROSTĄ GRZYWKĘ ;=;
Pozdrawiamy, Yunarin Black oraz Lady Black - mój najukochańszy monsz pod słońcem kc. Wcale się nie zachowujemy jak zgimbusiałe laski. My tylko je parodiujemy. I wcale nie mamy nasrane w główkach.
.
.
.
PAMIĘTAJCIE GOŁEMPIE WAS OBSERWUJĄ
.
.
.
SYRIUSZ FRUĆ!!!!111!!!111!!!
A no i jak wyłapiecie jakieś błędy rażące w oczodołki, to piszta. Szybko je zedytuję, Wam zapłacę i ustalimy, że tego ni było <3
P.S.
Lubię banany.
P.S.2
Czytajcie prolog, bo z doświadczenia wiem, że jak jest początek opka i są pierwsze rozdziały, które pojawiają się na stronie głównej, to dużo osób nie pomyśli, że jest coś takiego jak prolog, po co patrzeć do archiwum </3 Jeżeli ktoś jest wrażliwy i go uraziłam tym PE ESEM DWA to bardzo przepraszam i proszę nie robić mi gównoburzy w komentarzach. Obserwuję Was misiaki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pozdrawiamy, Yunarin Black oraz Lady Black - mój najukochańszy monsz pod słońcem kc. Wcale się nie zachowujemy jak zgimbusiałe laski. My tylko je parodiujemy. I wcale nie mamy nasrane w główkach.
.
.
.
PAMIĘTAJCIE GOŁEMPIE WAS OBSERWUJĄ
.
.
.
SYRIUSZ FRUĆ!!!!111!!!111!!!
A no i jak wyłapiecie jakieś błędy rażące w oczodołki, to piszta. Szybko je zedytuję, Wam zapłacę i ustalimy, że tego ni było <3
P.S.
Lubię banany.
P.S.2
Czytajcie prolog, bo z doświadczenia wiem, że jak jest początek opka i są pierwsze rozdziały, które pojawiają się na stronie głównej, to dużo osób nie pomyśli, że jest coś takiego jak prolog, po co patrzeć do archiwum </3 Jeżeli ktoś jest wrażliwy i go uraziłam tym PE ESEM DWA to bardzo przepraszam i proszę nie robić mi gównoburzy w komentarzach. Obserwuję Was misiaki ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Cześć :)
OdpowiedzUsuńNie będę ukrywać, iż dużo mniej od poprzednich podoba mi się ten rozdziały. Niby fajnie, że wprowadziliście klimat FT, tą zawieruchę itd. ale... tyle się naczytałam takich scen, że już mi się od nich niedobrze robi.
Bardzo zabawny, przyjemny rozdział. Ogólnie bardzo mi się podoba samo wykreowanie Lucy i jej postać, a także stosunek z Natsu. Naprawdę intryguje mnie, co będzie dalej, więc weny, czasu i sprawnego kompa!
Ola Ri
Jestem nowy na twoim blogu. Rozdział mi się podoba, tak jak i poprzednie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się klimat historii i na pewno będę tu zaglądał. Ciekawi mnie rozwój wydarzeń między Natsu i Lucy.
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Teoretycznie na blogu znajdują się dwie autorki, ale każdemu zdarza się pomylić. Oczywiście witamy cię z otwartymi ramionami! :D
UsuńPozdrawiam
StingLu vs NaLu! Obstawiam głosy!
OdpowiedzUsuńStingLu vs NaLu!
Zabiliście mnie bo za luja nie wiem z kim ma być Lu, a to dopiero początek... Mam głupią nadzieję że Lu będzie ze Stingiem...
Sting: Dlaczego ze mną? A kto będzie z tobą? ;(
Kin: Sting nie bądź baba...
Sting wybacz, ale twoje miejsce zajął Jackal-sama.
Kin: Właśnie. Gdzie nasz wybuchowy neko?
Na spotkaniu złoczyńców z FT. Zeref i Rogue z przyszłości też będą.
Sting: Dlaczego my nie mamy takich spotkań...?
Kin: Sting ryj! *zakleja blondynowi usta i ręce taśma*
No w końcu się zamknął... Tak wiec niech Lucyna będzie ze Stingiem! Nosz kurna już to se wyobraziłam... xD
Natsu: A ja? ;-;
Kin: Spierniczaj do Lisanny! Będzie zadowolona!
Lisanna: Nie będę z kimś kto zdradza mnie na każdym blogu!
Ciesz się że zdradza cię z jedną laską, a nie robi harem...
Lisanna: To niesprawiedliwe! Natsuś powinien być tylko mój *wzrok obłąkanej Juvii*
Kin: Ryj Lisanna! I tak zdechniesz u nas!
Kin... Nie zabije jej bo potrzebuję jednej postaci tragicznej której ludziom będzie szkoda...
Lisanna: Tylko tym dla was jestem?!
Kin i Shi: Szczerze? Tak.
Lisanna: *Biegnie w stronę jeziora do którego wpada i chyba się topi*
Kin: Co z nią zrobimy?
Niech się topi... Poza tym możesz się nad nią poznęcać...
Kin: *Wyjmuje zza pleców ostre narzędzia śmierci i idzie w zwolnionym tempie w stronę topiącej się Lisanny*
Okay... Pozbyłam się wszystkich... *Patrzy na uciekającego Stinga i łapie za sznurek którym jest związany*
Nie ma Jackal'a-sama więc muszę się zadowolić tobą. *idzie ze Stingiem w stronę dość dużej szafy z sadystycznym uśmiechem i zacieszem na ryju*
Kin: Z tego że Shiru poszła zadawalać się Stingiem ja zakończę tego koma. Weny dziewczyny... *patrzy morderczym wzrokiem na uciekającą Lisanne i zakleja jej nogi i ręce* Nią zajmę się później... Tak więc weny dziewczyny i może niższej temperatury! Do następnego! ;*
Jako, iż spojlery to zło nie mogę nic powiedzieć odnośnie Jakcala. Kurka. Mam za długi język!
UsuńDziękujemy i pozdrawiamy!