Ból. Tak okropny ból. Blondwłosa dziewczynka siedziała pod stertą gruzu. Była na tyle mała, że udało jej się tam schować, nie zahaczając o odłamki betonu i kamienie. Po nogach ciekła ciepła krew. Piękne włosy były poplątane, małe, dziecięce dłonie brudne od ziemi. Po policzkach płynęły słone łzy.
-Niech to się już skończy... - szepnęła do siebie, cicho łkając.
Na zewnątrz były słychać nawoływania, płacz, krzyki przerażenia i jęki bólu. Dlaczego to się stało? Czym gatunek ludzki zasłużył sobie na spotkanie bestii. Ryk. Potężny ryk, który zmiótł gruzy - jedyne schronienie dziewczynki. Zobaczyła go. Wielkiego, potężnego, czarnego smoka. Właśnie kogoś połykał. Obok jego łap leżały zgniecione i rozszarpane ciała. Na zniszczonych chodnikach można było zauważyć poodrywane od ciał kończyny. Blondynka próbowała wstać, jednak okaleczone nogi odmawiały posłuszeństwa. Co mogło zrobić sześcioletnie dziecko w takiej sytuacji - tylko płakać. Wiedziała, że prędzej, czy później smok pożre i ją, ewentualnie spopieli żywcem. Bała się. Tak strasznie się bała. Miała nadzieję, że z rodzicami wszystko w porządku. Miała nadzieję, że to tylko zły sen. Miała nadzieję, że ktoś ją uratuje. Ktokolwiek. Niestety, ten promyk szybko gasł. Nie miała już siły, ani łez, które mogłaby wylać na zakrwawiony chodnik. Ten dzień zapowiadał się tak pięknie. Wielkie przyjęcie urodzinowe, na które mieli przyjść wszyscy znajomi i rodzina nie odbędzie się. Zamiast tego w prezencie dostała widok krwawej masakry, przeprowadzonej przez smoka. Wielkie, mityczne stworzenie. Jego istnienie nie ma prawa bytu. A jednak. A jednak tu jest i sieje strach i zniszczenie.
-Mamo... - jęknęła cichutko, mając nadzieję, że jej matka zjawi się tutaj, odpędzi koszmar senny i ukołysze do snu piosenką, śpiewaną jej ślicznym głosem. Zamiast tego przed oczyma mignęła jej różowa czupryna.
-Na co czekasz?! Chodź! - zawołał nieznajomy. Chwilę potem zauważył stopy dziewczynki. Nie tracąc czasu wziął małą na barana i pobiegł ile sił w nogach. Miał jeden cel - przeżyć. Sam nie wiedział skąd, ale czuł, do którego miejsca powinien się udać, aby mieć szansę na dalsze życie. Nie złamał go widok oderwanych głów i rozlanych na ulicy flaków. Nie miał zamiaru nikomu pomagać. Są dorośli niech sobie radzą. Zresztą nie zasłużyli na ratunek - zostawiali swoje dzieci na pożarcie, a sami wsiadali w samochody. Zawsze wiedział, że ludzie to jedne, wielkie kurwy. Nawet jego ojciec tak powtarzał. "Kiedyś spotkasz kogoś, kto sprawi, że będziesz miał potrzebę ratowania tej osoby przed najmniejszą cząstką zła". - te słowa zostały zapamiętane przez chłopaka na dobre. Tak samo ten wieczór, gdy czerwonowłosy mężczyzna będący jego przyszywanym tatą mu je powiedział. Często miał przed oczyma jego wyraz twarzy z tamtego dnia. Uśmiechnięty. Jednak ten uśmiech był smutny, jak nigdy wcześniej. I właśnie teraz miał taką potrzebę. Zapragnął ratować małe dziecko, które siedziało w kałuży krwi ze spuchniętymi od płaczu oczami i tępo wpatrywało się w czarno-granatową bestię. W tym momencie blondynka była przytulona do jego pleców z twarzą w przydługich, różowo-wiśniowych włosach. Kurczowo trzymała swoje malutkie dłonie przy jego szyi, jakby chciała go udusić. Błagał, aby smok ich nie zauważył. Mimo, że graniczyło to z cudem, zawsze mieli jakieś szanse. Po ich lewej wybuchło gruzowisk. Ktoś musiał się pod nim znajdować, gdyż pod stopy różowowłosego poleciała ręka. Szybko ją przeskoczył bez jakiejkolwiek reakcji. Kolejny wybuch, ale tym razem bliżej. Kurzu i dymu było jeszcze więcej. Na ziemię spadły osmalone końcówki dziewczynki.
-Grubaska - pomyślał chłopak. Mimo że nie wyglądała, to była ciężka. Powoli opuszczały go siły. Męczył go kaszel spowodowanym dymem. Tu i ówdzie można było dojrzeć płomienie tańczące na przewalonych drzewach. Potknął się o kamień. Dziewczynka poleciała do przodu, głucho uderzając o chodnik. w dłonie wbiło jej się szkło. Z głowy trysnęła krew.
-Kurwa - zaklął chłopak. Ojciec mu powtarzał, że nie powinien się tak wyrażać, ale teraz go tu nie było. Mógł mówić, co chce. Puścił się biegiem w stronę blondwłosej.
-Hej! Wszystko okej? - wiedział, że nie było okej. Miała dużo ran. Oczy zaczęła przysłaniać szkarłatna ciecz, a złote włosy się od niej kleiły - Ej, powiedz coś! - różowowłosy zaczął potrząsać swoją towarzyszką, jakby miało to pomóc.
-Boli... - szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Jej głos miał tak delikatną barwę, która została właśnie okaleczona przez kłujący ból. Dookoła nich tworzył się krąg ognia. Pomarańczowo-czerwone płomienie biły żarem tak mocnym, że chłopak zaczął tracić przytomność. Resztkami sił odwrócił się w stronę potwora. Wpatrywał się w nich czarnymi ślepiami. Było już ciemno, przez co jego oczy się świeciły, nadając mu olśniewający wygląd. Wyglądał jakby... się uśmiechał? Nie, musiało mu się wydawać. To przecież bestia. Smok. Żądne krwi stworzenie. Nagle chłopak poczuł się lepiej. Płomienie go już nie parzyły. Wręcz przeciwnie. Były przyjemnie ciepłe. Tworzyły pewnego rodzaju klatkę, chroniącą przed złem. Spojrzał się na dziewczynkę. Jak zahipnotyzowana patrzyła się w niebo. Gdy uniósł głowę ku nocnej poświacie, zastygł. Miliony gwiazd spadały na ziemię, a dokładnie w stronę smoka. Uderzyły w niego, odrywając prawe skrzydło. W mig stanął w płomieniach. Takich samych, jak te, które ich chroniły, tyle że większych. Czuł od nich emocje. Tak, czuł emocje od ognia. Wściekłość. Gniew. Pragnienie zemsty. Oraz... troska? Z paszczy bestii wydobył się silny ryk. Tak silny, że w ich stronę poleciała masa czarnego ognia. Od niego również czuł emocje, a jedną w szczególności. Cierpienie. Przytulił dziewczynkę do swojego drobnego, dziesięcioletniego ciała. Ogień zacisnął się wokół nich mocniej, tworząc kopułę. Nie. Niemożliwe. To ktoś inny.
-Tato...? - przed ich ognistym schronieniem stał dobrze zbudowany mężczyzna z długimi, czerwonymi włosami. Był łudząco podobno do ojca chłopaka. Ale to nie mógł być on. Przecież dawno nie żył. To musiał być ktoś inny. Przyjmował na siebie czarny ogień. Stał z szeroko rozpostartymi ramionami. Dołączyła do niego złotowłosa kobieta. Miała na sobie niebieską suknię, a dookoła niej tańczyły gwiazdy. Również przyjęła na siebie cios. Ujrzeli smutne uśmiechy stojących przed nimi ludzi, a potem nastała ciemność.
-Grubaska - pomyślał chłopak. Mimo że nie wyglądała, to była ciężka. Powoli opuszczały go siły. Męczył go kaszel spowodowanym dymem. Tu i ówdzie można było dojrzeć płomienie tańczące na przewalonych drzewach. Potknął się o kamień. Dziewczynka poleciała do przodu, głucho uderzając o chodnik. w dłonie wbiło jej się szkło. Z głowy trysnęła krew.
-Kurwa - zaklął chłopak. Ojciec mu powtarzał, że nie powinien się tak wyrażać, ale teraz go tu nie było. Mógł mówić, co chce. Puścił się biegiem w stronę blondwłosej.
-Hej! Wszystko okej? - wiedział, że nie było okej. Miała dużo ran. Oczy zaczęła przysłaniać szkarłatna ciecz, a złote włosy się od niej kleiły - Ej, powiedz coś! - różowowłosy zaczął potrząsać swoją towarzyszką, jakby miało to pomóc.
-Boli... - szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszał. Jej głos miał tak delikatną barwę, która została właśnie okaleczona przez kłujący ból. Dookoła nich tworzył się krąg ognia. Pomarańczowo-czerwone płomienie biły żarem tak mocnym, że chłopak zaczął tracić przytomność. Resztkami sił odwrócił się w stronę potwora. Wpatrywał się w nich czarnymi ślepiami. Było już ciemno, przez co jego oczy się świeciły, nadając mu olśniewający wygląd. Wyglądał jakby... się uśmiechał? Nie, musiało mu się wydawać. To przecież bestia. Smok. Żądne krwi stworzenie. Nagle chłopak poczuł się lepiej. Płomienie go już nie parzyły. Wręcz przeciwnie. Były przyjemnie ciepłe. Tworzyły pewnego rodzaju klatkę, chroniącą przed złem. Spojrzał się na dziewczynkę. Jak zahipnotyzowana patrzyła się w niebo. Gdy uniósł głowę ku nocnej poświacie, zastygł. Miliony gwiazd spadały na ziemię, a dokładnie w stronę smoka. Uderzyły w niego, odrywając prawe skrzydło. W mig stanął w płomieniach. Takich samych, jak te, które ich chroniły, tyle że większych. Czuł od nich emocje. Tak, czuł emocje od ognia. Wściekłość. Gniew. Pragnienie zemsty. Oraz... troska? Z paszczy bestii wydobył się silny ryk. Tak silny, że w ich stronę poleciała masa czarnego ognia. Od niego również czuł emocje, a jedną w szczególności. Cierpienie. Przytulił dziewczynkę do swojego drobnego, dziesięcioletniego ciała. Ogień zacisnął się wokół nich mocniej, tworząc kopułę. Nie. Niemożliwe. To ktoś inny.
-Tato...? - przed ich ognistym schronieniem stał dobrze zbudowany mężczyzna z długimi, czerwonymi włosami. Był łudząco podobno do ojca chłopaka. Ale to nie mógł być on. Przecież dawno nie żył. To musiał być ktoś inny. Przyjmował na siebie czarny ogień. Stał z szeroko rozpostartymi ramionami. Dołączyła do niego złotowłosa kobieta. Miała na sobie niebieską suknię, a dookoła niej tańczyły gwiazdy. Również przyjęła na siebie cios. Ujrzeli smutne uśmiechy stojących przed nimi ludzi, a potem nastała ciemność.
~*~
O-ha-yoo! Jestem Black! Witajcie na naszym blogu! Prolog pisała Yuna mam nadzieję, że wam się spodobał. Jeśli tak to szykujcie się na więcej, bo nasze zryte mózgi mają bardzo wiele w zanadrzu, hehe. Od razu szykujcie się na błędy interpunkcyjne w moich kawałkach fabuły, ponieważ jestem naprawdę beznadziejna jeżeli chodzi o te głupie kropki i przecinki. A tak w ogóle to one zaczęły! To one mnie nie lubią! Ja po prostu odwzajemniam ich uczucia, okey? xD Yuna jako master interpunkcji chyba będzie mnie poprawiać... oby, błagam ._. No cóż, to tyle jeżeli chodzi o mnie, do zobaczenia dziubki!
Black to ciota, nie wie co to interpunkcja :v SYRIUSZ BLACK, WRUĆ ;=; Yo! Jestem Yunarin (Black zresztą :v) Możecie mnie nazywać Yuna, daje Wam ten przywilej, nie zmarnujcie go XD Modlę się, że Wasze mózgi nie stały się wodą przez głupoty, które tu wypisałam .-. To tyle :') Ja-ne!
Black to ciota, nie wie co to interpunkcja :v SYRIUSZ BLACK, WRUĆ ;=; Yo! Jestem Yunarin (Black zresztą :v) Możecie mnie nazywać Yuna, daje Wam ten przywilej, nie zmarnujcie go XD Modlę się, że Wasze mózgi nie stały się wodą przez głupoty, które tu wypisałam .-. To tyle :') Ja-ne!
Witam was Obie i ogółem przedstawiam siebie. Mam jakieś dziwne deja vu, czy my się przypadkiem nie znamy?xD [żart nieśmieszny, ale jednak.]
OdpowiedzUsuńJa też mam problemy z interpunkcją, ale chyba niewielkie. Także bardziej zwracam uwagę na ortografię. O ile nie będzie zbyt dużo przesłodzonego NaLu - Kupicie mnie całkowicie. I bez Lisanny jako suczy, bardzo proszę. Lubię ją bardziej niż przereklamowane w dużej ilości NaLu. -c-c- Dobra Lisanna i GaLevy przede wszystkim. No przynajmniej jeśli chodzi o mnie.xD Nie przejmujcie się, po prostu GajeelxLevy to mój ulubiony paring.
Czyli, że Natsu jest starszy od Lucy o kilka lat. Olalala! To znaczy, że różnica wieku będzie przeszkodą? Czy może wynaleziono jakiś eliksir młodości?xD
W każdym razie idę do rozdziału pierwszego.
Pozdrawiam Lavana zoro ;)
Dziwnie mi to mówić, ale tak, znamy się :D Lisanny jako suczy też nie lubię, więc nienawidzę kiedy blogerzy niszczą jej postać. Sama w sobie Lisanna jest wdług mnie naprawdę fajną osobą :) Za Galevy również bardzo przepadamy, więc nie trzeba się martwić!
UsuńPozdrawiam
CHOLERA! I mogłabym na tym skończyć. Miałam spore wątpliwości przy czytaniu tego prologu, ale genialnie się zaczyna. Ogólnie nie ufam "zbiorowym" blogom, ale temu robię wyjątek. Obyście trzymały ten poziom, bo zaczyna się cudownie. Ja, osoba, która nienawidzi opisów, pokochała te. Nie mogłam się oderwać od czytania i w zasadzie do niczego nie mogę się przyczepić (a to u mnie naprawdę jest rzadkość )
OdpowiedzUsuńIdę czytać dalej i pozdrawiam ;)